Na Targecie w dzień targowy

Tekst Aleksandra Bolek, zdjęcia Izabela Karbownik

Kiedyś był tam sad wiśniowy, najstarsi stażem najemcy biegali jeszcze wśród kwitnących drzew.
Biegali i marzyli, że pewnego dnia będą mieć swój sklep. Nie mogli wtedy wiedzieć, że w 1994 powstanie
tam targowisko Target i że ich marzenie się spełni. Jak dzisiaj płynie życie „na Targecie”? Poszłyśmy tam z wizytą.

Większość naszych rozmówców i rozmówczyń wspomina to miejsce jako kiedyś tętniące życiem. Jednak życie nadal tętni i ma się świetnie. Odwiedziłyśmy pawilony po kolei, bez pośpiechu. Przyglądałyśmy się codzienności tego miejsca. Targowiska mają w sobie urok małego miasteczka: kupisz i załatwisz tu wszystko, od wszycia zamka, przez wiosenne nowalijki, po pizzę na obiad. Trzeba się w to miejsce wgryźć, poznać je od środka, zaznajomić z tymi, którzy je tworzą, aby zobaczyć Target jako jeden organizm, który funkcjonuje sprawnie dzięki współpracy, wzajemnej życzliwości i sąsiedzkiemu wsparciu. Bo na przykład w czasie, gdy pani Magda (punkt papierniczy, z gazetami, ksero, opłaty) idzie z wizytą do lekarza i zamyka swój sklep na 3 godziny, pani Beata z odzieżowego obok sprzedaje w jej imieniu gazety codzienne, a gdy ktoś szuka u pani Marty i Małgosi z warzywniaka makaronu do sushi, którego akurat nie mają, zostaje odesłany do pani Beaty za ścianę, bo pani Beata na pewno makaron ma.

Żaden klient nie może stąd wyjść z niczym, ma wyjść z towarem. To miejsce nie działa w oparciu o konkurencję, lecz o wzajemne relacje. Wspomniane dwa warzywniaki sąsiadują ze sobą przez ścianę, w jednym swoje marzenie z sadu od 27 lat spełnia pani Beata w asyście swojej szwagierki, w drugim pani Marta, już jako drugie pokolenie w sklepie i pani Małgosia, związana z właścicielami od 30 lat, pracują z nieskrywaną radością: “Uśmiechamy się bo i klienci się uśmiechają, jest rodzinnie, wszyscy się znają” – mówią.

Tę rodzinną atmosferę czuć też w sklepie mięsnym Rogoż, tam pani Beata i Małgosia pomagają pakować torby starszym klientom. “Mercedesy” tak mówią o wózkach na kółkach, a że towar dobry, to na zapas trzeba kupić. „I dla córki” – woła klientka.

Z mięsnego lecimy po słodkości, do cukierni Wróbel, gdzie pachnie masłem i owocowym nadzieniem. Chałka z kruszonką ma swoich amatorów spoza osiedla, w tłusty czwartek kolejka po pączki zawija aż na parking.

Każda branża ma sezon kiedy indziej, bo po tłustym czwartku – już drugim w pandemii – trzeba poszerzyć to i owo w garderobie. Z pomocą przychodzą panie Edyta i Agnieszka, założycielki dwóch osobnych pracowni krawieckich. Ponoć poszerzają teraz najwięcej. Pani Edyta reanimuje stare, ale ulubione spodnie męża klientki:
„Nie chce ich wyrzucić”. U pani Agnieszki „wszystko się da” – mówi klientka, „wiem, że nie wyrzuci mnie za drzwi, tylko pomoże”.

Obok pracowni pani Agnieszki mieści się mały punkt, który od zewnątrz kusi dekoracją, by zajrzeć. W środku pani Dorota aka Lady Bug tworzy swoje personalizowane, ręcznie robione kartki okolicznościowe i biżuterię z kamieni. Kto szuka niebanalnych prezentów, nie zawiedzie się. Pani Dorota dobierze kamień do obdarowanego, odczyta ukrytą symbolikę i wpływ.

Od frontu Targetu witają nas pani Magda z papierniczego i z gazetami, pani Beata z odzieżowego i pani Hanna z ogrodniczego. Panie są mocno ze sobą zżyte, wspólnie rozpoczynają dzień handlowy kawą, zastępują się w razie nieobecności koleżanki. “Oprócz pizzy to już chyba wszystko sprzedawałam” chwali się pani Beata. A Pizza Uno tuż za ścianą, to tu odbywa się poranna kawka. Na terenie targowiska funkcjonują dwa punkty gastronomiczne,
oprócz Pizzy Uno jest jeszcze Stripesandpizza, który serwuje kawałki kurczaka w panierce.

Pisząc o Targecie nie można nie wspomnieć o niedawnym pożarze, który dotknął dwa miejsca: sklep warzywniczo-spożywczy pani Beaty i punkt z małym AGD pani Renaty, która jest na targowisku niemal 25 lat. Czuje wdzięczność dla właścicieli i mieszkańców za pomoc w odbudowie. Stali klienci wracają, kupują, pytają o zdrowie. Sklepy powoli wracają do codziennej rutyny, zapełniają się towarem. Niewprawne oko nie zauważy śladów po tym, co się stało. A właściciele pełni pasji i przywiązania do swojego zajęcia kontynuują to, co umieją i kochają najbardziej.

To wydarzenie jeszcze mocniej pokazało jedność najemców i wszystkich ludzi związanych z tym miejscem. Ruszyła zbiórka, trwają remonty spalonych punktów. Pani Beata mówi, jak mocno poczuła wsparcie innych: „Muszę to dalej robić, nie umiem inaczej.”

Dla targowisk nadeszły trudne czasy, czują to najemcy Targetu. Wszechobecne markety, pandemia, wojna, wysokie ceny – to wszystko odbija się na frekwencji. Przewagą targowisk zawsze będzie bliskość i bezpośredni kontakt z klientem, one wraz ze swoimi towarami oferują nam doświadczenie, czyli przyjemne doznania i pozytywne emocje. Żadne zawirowania i zewnętrzne wydarzenia nigdy im tego nie odbiorą.

Plac targowy Target, ul. Kamieńskiego 12, Wrocław