Wszystko zaczyna się od ściany

Fot. Izabela Karbownik

Z Filipem Niziołkiem, znanym jako Skont, rozmawia Aleksandra Bolek

Twarze z murali na ulicy Czajkowskiego spoglądają na mnie codziennie. Pamiętam moment, kiedy
je pierwszy raz zobaczyłam, jakie pozytywne emocje we mnie wywołały, jakie poruszenie wywołały również wśród mieszkańców, „ładniej mi teraz jakoś” pisali na Facebooku. Kim jest twórca murali i dlaczego powstały na naszym osiedlu?

fot. ze zbiorów Filipa Niziołka

Aleksandra Bolek: Dlaczego namalowałeś mural w tym miejscu?
Filip Niziołek: Cieszą mnie reakcje mieszkańców na moją pracę. Pracuję intuicyjnie, w ten sposób wybieram miejsca i tematy. Ściany na Czajkowskiego znam i zawsze mnie intrygowały jeśli chodzi o format, położenie,
bronxowy klimat odpowiedni do mojego malarstwa. Jednocześnie ściany nietykalne, wyczuwałem barierę społeczną wobec tego miejsca i jego mieszkańców, oddzielonego od naszego świata. Do momentu mojego pojawienia się nie było na tych ścianach nawet graffiti. Powstanie murali było początkiem większego projektu, potem nagraliśmy film o Robercie – mieszkańcu bloku uwiecznionym na ścianie. Chciałem przez to wejść w ten świat, przekroczyć tę granicę, posługując się sztuką.

AB: Robert był zamierzonym bohaterem?
FN: Nie. Powiedziałem sobie, że kogo pierwszego spotkam, to go namaluję. Robert się zgodził od razu. Projektowi towarzyszyły wątpliwości ze strony pozostałych mieszkańców i rodziny Roberta. Nie wierzyli, że coś
powstaje dla nich, obawiali się świata zewnętrznego. Czy jest to spowodowane brakiem zainteresowania ze strony pozostałych mieszkańców osiedla? – tego nie wiem. Za Robertem stoi jego historia, styl życia, który wybrał. Drugi mural łączy się z pierwszym w większą całość.
AB: Kogo przedstawia?
FN: Wnuczki Roberta. Jego rodzina mieszka w tych blokach.
AB: Skąd u ciebie taka tematyka?
FN: Postrzegam miasto najpierw jako ludzi. Dopiero potem wśród nich tworzą się grupy, społeczności, organizacje. Powstaje tkanka miejska. Dlatego uprawiam stylistykę portretu miejskiego, maluję ludzi, żeby
nadać miastu charakter.
AB: Czyli widzisz ścianę i … ?
FN: Wszystko zaczyna się od ściany, to miejsce statyczne, nikt jej nie zabierze. Funkcjonuje w danym miejscu jako stały element. Dlatego dopasowanie tematu do miejsca jest istotne w przypadku ściany.
AB: Potem następuje proces twórczy.
FN: Tak, powstaje szkic na papierze, poprzedzony sesją zdjęciową. Przygotowuję sprzęt w pracowni, farby, pędzle, drabinę. Robię zarys na ścianie, to jest najważniejsze. Jak na podobraziu, różnica jest tylko w formacie. Maluję ścianę, zajmuje to zazwyczaj trzy dni.

Fot. Izabela Karbownik

AB: Opowiedz o swoich początkach.
FN: Jako dziecko rysowałem na kartkach. Na początku tylko dla siebie, kiedyś pokazałem to swojej siostrze, spodobało się jej, potem nauczycielce z plastyki. Narysowałem kwiatek na lekcji, inni męczyli się z rysunkiem a mnie wydało się to łatwe. Mama mnie wspierała w moich wyborach. Nie byłem jeszcze na tym etapie świadomy swoich predyspozycji ani nie wiedziałem, czy chcę je rozwijać. Momentem przełomowym była pewna sytuacja rodzinna, zacząłem się zamykać w sobie. Wtedy to moje malowanie pozwoliło mi się znowu kontaktować ze światem, widziałem reakcje innych na moje prace. Może kiedy coś znika, pojawia się coś nowego – tak pojawiło się moje malarstwo. Na początku były komiksy, rysunki na papierze, później graffiti. Przeniosłem to do swojej szkoły, cała szkoła wtedy malowała, zrobiła się na to moda. Był to mój sposób na prezentację samego siebie, potrzebowałem tego rodzaju ekspresji jako młody człowiek. Potem były dwa lata w liceum plastycznym, które dały mi solidne podstawy rysunku i warsztat.
AB: Kim ty jesteś? Jaki masz zawód?
FN: To jest moja pasja i moja praca, a to już jest dużo. Jestem aktualnie studentem wrocławskiej ASP, chcę się dalej rozwijać. Poszedłem tam jako dojrzały człowiek, poznałem ciekawe historie ludzkie, malarstwo w różnych formach, różnorakie podejścia do sztuki. Studiuję z młodymi ludźmi, trochę się stresowałem kontaktem z nimi, ale dzięki nim poznaję to, co teraz się w sztuce dzieje. Są także profesorowie, oni swoje już przeżyli i ja jestem tego ciekaw. Mnóstwo z tego czerpię.
AB: Poszedłeś na studia, czyli zostaniesz artystą. Czy to znaczy, że dążysz do sformalizowania swojej kariery streetartowca?
FN: Formalizacja street artu to jest złe określenie. Może będę po studiach formalnie artystą, ale partyzantka będzie zawsze elementem street artu, mimo że autorem dzieła będę ja, podpisany na malowidle. Prawdziwa sztuka uliczna nie jest na zlecenie. Mam wrażenie, że społeczeństwo często myli te pojęcia: sztuki w przestrzeni publicznej i sztuki tworzonej spontanicznie w tej samej przestrzeni, bo nie każdy mural jest street-artowy.
AB: Czy reprezentujesz pewną subkulturę? Rysujecie na ulicy, na ścianach, przy tym słuchacie określonej muzyki i jesteście ubrani w charakterystyczny sposób, czy tak?

FN: (śmiech) Ja nic na ten temat nie wiem. Równie dobrze możemy słuchać muzyki klasycznej przy tworzeniu, taka muzyka i malarstwo jak najbardziej idą w parze. Bardzo nie lubię, jak się mnie szufladkuje, mimo że faktycznie noszę bluzy z kapturem, jakby się mogło kojarzyć artystów ulicznych czy graficiarzy. Bo ja akurat wywodzę się z graffiti, czyli elementy takie jak hip hop, podwórko, bloki, koszykówka, deskorolka, jointy to są moje korzenie. Pamiętajmy jednak, że są streetartowcy, którzy wywodzą się z rock’n’rolla, klimatów rasta albo z tzw. „dobrych domów”, którzy się zbuntowali. Street art to nowoczesna forma wywodząca się z różnych kierunków.
AB: Słowo bunt jest kluczowe w street arcie?
FN: Tak, wypowiedź nieskrępowana.
AB: Wychodzi na to, że twoja sztuka jest również komentująca.
FN: Ale to fajnie! Bardzo jest mi miło to słyszeć. Ja to po prostu robię – to, co namalowałem, na Czajkowskiego również. A że za tym poszedł szerszy kontekst, to mnie cieszy.
AB: Czy Skont to jedna osoba?
FN: Ja pracuję sam, ale mam ekipę wspierającą. To moi koledzy.
AB: Robi się wokół ciebie głośno, pisał o tobie portal internetowy, duża stacja telewizyjna do ciebie dotarła. Lubisz rozgłos?
FN: Jeśli mam coś do pokazania lub powiedzenia to nie widzę sensu żeby się z tym kryć. W TVN chciałem pokazać to co robię, stworzyć dla siebie i moich przyjaciół pamiątkę. Każdy miał okazję się wypowiedzieć, ja pokazałem swoje prace. Obraz o moich obrazach, kolejne małe dzieło w mojej układance. Uznałem, że poruszam się w obrazie, dźwięku i formach wizualnych, więc wpisuje się to w moje działania.
AB: Czy masz swój manifest? Myśl, która przewodzi twojemu życiu i sztuce?
FN: Chyba taką, że nasz związek z miastem to nie jest formalność, bo miasto jest nasze.