Mój jest ten kawałek wolności

Mój kuzyn wrócił do domu bardzo zapłakany, gdy uświadomił sobie, że nie jest człowiekiem wolnym. Starał się, jak mógł, ale dusza sprintera zawsze wygrywała. Wszystko robił szybko, coraz szybciej, gubiąc po drodze sens życia. Stał się niewolnikiem własnej szybkości.

Tempo jego egzystencji było uzależnione od tak wielu czynników, że zapomniał o początku. A przecież od pierwszych godzin życia, jak głosiła wieść rodzinna, robił wszystko szybko: jadł, załatwiał potrzeby fizjologiczne, płakał, mówił i chodził. Nim się obejrzał, minęło kilka lat. Potem były szkoły, oczywiście bez poprawek, pierwsze dziewczyny, pierwszy raz, pierwszy ślub, pierwsze dzieci, pierwszy rozwód. Życie przeleciało mu przez palce tak szybko, że, mimo egzystencji w dwóch równoległych światach, ze zdziwieniem spostrzegł zbliżanie się ostatecznego rozstrzygnięcia. I wtedy postanowił coś w tym swoim życiu zmienić. Przecież każdy myślący człowiek powinien szukać i znaleźć własny obszar wolności. A czy ja jestem gorszy od innych? – pomyślał. Czy nie stać mnie na odrobinę oryginalności? To prawda, że czas wielkich zmian przespałem. Nie zrobiłem wielkiej kariery, a miałem pewne możliwości. Majątku, oprócz dzieci, także się nie dorobiłem, choć padały pewne propozycje. A przecież znałem i widziałem takich, którzy potrafili. Czy byli lepsi ode mnie? Mądrzejsi? Bardziej doświadczeni?

Słuchałem tej jego spowiedzi i zadawałem sobie pytania, czy w moim życiu nie było podobnie. I odpowiedź nasuwała się sama. Przecież to prawie moje życie. Ciągłe poszukiwania celu, szamotanie się między mieć a być. Wszelkie próby zmiany metod działania kończyły się najczęściej kolejną klapą, bo albo mierziła mnie brutalizacja życia, albo „mądrość” tak zwanej inteligencji folwarcznej. To moje określenie tej masy niby-wykształconych ludzi – posiadających jakieś dyplomy – którzy w genach mają chyba zapisane myślenie w kategoriach chłopa pańszczyźnianego. Mimo zmiany statusu społecznego potrzebują jakiegoś dobrego pana, który nimi pokieruje. I dopóki tak będzie, nic się nie zmieni na lepsze. Dominować będzie chęć pójścia za wodzem, a gdy przy okazji coś nam spadnie z pańskiego stołu, to nasz zysk. Przypomina mi się najkrótsza fraszka, jaką w życiu napisałem, a która w jakiś sposób charakteryzuje wielu z nas:

Program Odra
W trosce o koryto!?
Wspólne jest dobre, ale moje najważniejsze, najlepsze.

I w tym miejscu wrócę do koncepcji wolności. Bo ja, podobnie jak kuzyn, nie czułem się wolnym. Powiem więcej: żyłem w kajdanach własnych wad i nałogów. Z jednej strony nałogi pozwalały lepiej funkcjonować finansom państwa, z drugiej zaś niszczyły mój organizm. To nie był łatwy wybór. Dopiero choroba pozwoliła mi podjąć decyzję. O tym, jak trudno było mi to zrobić, niech świadczy utwór, który napisałem kilka lat temu. Pomyślcie czasem o sobie i znajdźcie własny kawałek wolności.

Pochwała” palenia

Mój ty drogi, ukochany
Tyś trucizną mego życia,
Chociaż płuca moje ranisz,
Z drugiej chronisz mnie od tycia.

Możesz być przyczyną raka,
Spowodować uwiąd ptaka,
Obcowania z tobą skutkiem
Może życie być za krótkie.

Więcej wad masz niźli zalet
I wolności jakby mniej,
a wciąż palę, palę, palę,
A w kieszeni coraz lżej.

Mój ty drogi napalony
Z tobą tak przez życie gnam,
Spalam ciebie, ty mnie spalasz,
Ty kominem, piecem ja.

Wkrótce może nas dopadnie
Wspólny los, lecz nie wiktoria,
Z obu nas popiół pozostanie,
A jednak non omnis moriar.


Zenon Gutowski Zeneg – karłowiczanin od ponad czterdziestu lat, polonista, współzałożyciel Fundacji Nasze Karłowice.