Codzienny luksus

Pewien pan postanowił, że za moimi oknami wybuduje blok. Szeroki i wysoki – 16 metrów wyższy od poziomu ulicy i ponad dwa razy od najbliższych budynków. W tej chwili zgodnie z prawem nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.

To znaczy mogę narzekać i złorzeczyć, ile chcę, ale nie wiem, czy ktokolwiek weźmie to pod uwagę. Nie zepsuję budowlanego optymizmu moim posępnym nastrojem, nie zahamuję stuprocentowego przyrostu nowych mieszkań na małej, cichej uliczce, nie uciszę warkotu nowych samochodów (a to dla nich projektowany jest budynek, inwestor nie przewidział nawet chodnika) i nie zatamuję ujścia nowych ścieków do niewydolnej kanalizacji.

„Działam z chęci zysku” powiedział inwestor. Brawa za szczerość i odwagę, inwestorze. Właściwie nie wiem, jak dotąd w naszej spokojnej okolicy uchowali się ludzie, którzy żyli sobie w swojej małej stabilizacji, zamiast iść przez życie przebojem i również z rozmachem działać. Z chęci zysku oraz z wielu innych chęci.

I tak na przykład pan Zenon mógłby otworzyć całodobową szkołę rzeźbienia w drewnie piłą mechaniczną, a pan Mietek szkołę kowalstwa lub spawania artystycznego. Pani Mariola mogłaby postawić w ogródku diabelski młyn, pani Halina kolejkę górską, a pani Aniela – makietę linii kolejowej Breslau–Berlin. U państwa Kowalskich mogłaby powstać dojrzewalnia serów pleśniowych, wędzarnia ryb lub przynajmniej suszarnia cebuli, z kolei państwo Nowakowie mogliby się zająć hodowlą świstaków, papug albo hipopotamów.

Święte prawo wolności do dysponowania swoją własnością jest dogmatem współczesnego demokratycznego kapitalizmu. Czy uchodzi w ogóle się mu sprzeciwiać? Jakże mogę kwestionować czyjeś prawo do ścięcia kilku starych drzew i wybetonowania kawałka świata.

Przez wiele lat, które spędziłam w szkolnej ławie, między innymi na poznawaniu dziejów przeróżnych walk o wolność, nikt chyba nie przybliżał nam tego aspektu. Jak zawalczyć o swoją przestrzeń na przekór trendom i to jeszcze tak, żeby zdążyć się tą przestrzenią nacieszyć.

Odpadają rozpaczliwe gesty i ułańskie szarże. Trudno znaleźć w sobie odwagę nieustraszonych bohaterów, a ich losy, dominujące w historycznej wyobraźni, nie są dobrą inspiracją do zmagań toczonych w codziennym życiu. Tu bardziej się przydają pozornie żartobliwe wierszyki o tym, że nikt nie żyje na bezludnej wyspie i choćby „najdziksze wyczyniał swawole”, w końcu naleje mu się woda do nosa i będzie musiał z szacunkiem potraktować sąsiedzką równowagę interesów.

Szanując granice innych, liczę na poszanowanie własnych. Nie naruszając cudzej przestrzeni – dosłownie i w przenośni – liczę na wzajemność. To daje mi wolność do zajmowania się tym, czym zechcę, i nietracenia energii na podstawową walkę o swoją przestrzeń. Jeśli nie muszę zajmować się bojem o obronę podstawowych granic, mam komfort spokojnego życia, wyjścia z domu w dobrym humorze i niezobowiązującej pogawędki przy płocie, jeśli akurat będzie okazja. To wolność luksusowa, a zarazem ogólnodostępna. Z tego, jak bardzo jest luksusowa, niektórzy zdają sobie sprawę dopiero wtedy, gdy zaczyna jej brakować.


Małgorzata Janerka – na Karłowicach mieszka (z przerwami) od czwartego roku życia. Lubi książki, kawę, rowery i spacery wśród drzew.