Pocztówki z Karłowic. Fragmenty scenariusza

Wstęp

Danusia: 24 czerwca 1978 roku na terenie Karłowic urodził się 35-milionowy obywatel Polski – Paulina Agata Zalewska.

Wiesia: Podczas remontu al. Jana Kasprowicza w 1993 natrafiono na pnie czarnych dębów sprzed kilku tysięcy lat.

Rysiu: Karłowice są miejscem, gdzie na przestrzeni kilkudziesięciu lat stacjonowały jednostki trzech armii: niemieckiej, radzieckiej, a obecnie polskiej.

Danusia: W Serbii znajduje się miasto, które również nosi nazwę „Karłowice”.

Akcja właściwa, przy stole, aranżacja

Erlenbusch 4, dzisiaj Micińskiego, Armin Lufer mieszkał tu 17 lat.

Rysiu: Aleja bzów była.

Wiesia: Cztery rodziny mieszkały, teraz też, ale ci, co przyjechali i mogli coś więcej pamiętać, to już poumierali…

Danusia: Armin Lufer miał przyjaciela, nazywał się Hans Jank, mieszkał przy Wichelhaus Allee 22/24, teraz Boya-Żeleńskiego.

Wiesia: Poczta! Poczta!

Rysiu: Na poczcie zaraz po wojnie zatrudnieni byli Niemcy jako listonosze, bo znali niemiecki Wrocław, ale mieli trudności z polskimi nazwami ulic, więc często odsyłano listy z napisem „adresat nieznany”.

Danusia: Armin Lufer miał też psa Hektora. I pamiętał żydowskie rodzeństwo Militscher, mieszkali do 1938 w obecnym budynku Komendy Policji.

Rysiu: Wyjeżdżali, ciągle ktoś wyjeżdżał, i w ’38 a potem w ’45, kiedy wojna się kończyła i Wrocław został polskim miastem.

 

[…]

Rysiu: Ja to, proszę pani, perkusistą byłem, w zespole, graliśmy w Agorze. Na Konopnickiej  mieszkałem od lat 50. Co pamiętam? Miałem w domu linię elektryczną wojskową, więc mi prądu nie wyłączali. Wujek mój Tułasiewicz to znany po wojnie felietonista był, pisał… na przykład – O! O tym, że tramwaje nie miały szyb, mówiono:

większość polskich wozów składa się z samego powietrza, wiatru i konduktora (śmieją się).

Rysiu: Dopiero w lipcu 1947 oszklono okna tramwajowe.

Przysiada się do Wiesi

Tramwaje w tym czasie miały kolor kremowy i dopiero w 1948 uchwalono, że ten kolor za bardzo się brudzi, więc pomalowano je na niebiesko.

Wiesia: Była to najtańsza farba.

Danusia: Nocny tramwaj E woził studentów, muzyków pracujących w nocy. Nieraz zdarzało się, że orkiestra grała i śpiewała podczas jazdy.

Chodziło się do piwnic, w większości były opróżnione ale można tam było znaleźć jeszcze różne rzeczy, stare zabawkowe kolejki, szyny, narty, karbid, maski przeciwgazowe.

Wiesia: W piwnicy u pani Marylki znaleziono kule i kije do gry w polo. Podobno Niemcy mieli tam stajnie.

Danusia: Babcia i prababcia Gosi przyjechały z Warszawy w ‘45 do Wrocławia z jedną świnią. Wybrały dom z dużym strychem. Okazało się, że Niemcy zamurowali tam swoje meble, dywany, zastawy. Potem, kiedy ojciec Gosi kopał w ogródku, znalazł złotą monetę…

Rysiu: Dwie!

Danusia: Za jedną kupił dużego fiata, a drugą dali lekarzowi w szpitalu, kiedy brat Gosi zachorował.

 

Rysiu: Zaraz po wojnie znaleźliśmy w krzakach naboje i wrzuciliśmy je do ogniska, strzelało, potem paliliśmy trawy jak papierosy, albo kiedy trafiliśmy na jakieś sznurki, to wioo… I w konia się bawiliśmy. Adaś mieszkał obok wiaduktu, utopił się w stawie za klasztorem.

Danusia: Armin Lufer już też nie żyje, na pierwszym piętrze mieszkał. Ale przyjeżdżał, długo po wojnie przyjeżdżał. Na Dygasińskiego też przyjeżdżał, Niemiec, syn tych, co tam przed wojną mieszkali. Syn fabrykanta mebli z ulicy Cybulskiego.

Wiesia: Bombę też mieliśmy w ogródku. Do teraz Pani Wioleta jeszcze ma w domu żyrandol, fotel, szafkę poniemiecką i zdjęcia. Niemiec zostawił, chciał tylko wiedzieć, czy dbają o dom.

Rysiu: Polskie i wcześniej te niemieckie dzieci bawiły się tutaj podobnie. W chowanego, w ganianego… Tylko potem, po wojnie, więcej strzelaliśmy z patyków i pu-pu-pu! Bawiliśmy się na placu na niemieckim pomniku. Na szable się go zdobywało. Kiedyś przyjechał traktor i ten pomnik zabrał, ślad po nim jeszcze jest.

Danusia: Wszyscy, którzy przyjechali, żyli tu jak rodzina. U nas dzieci sąsiadów spały, drzwi się nie zamykały, w kółko dzieciaki chodziły.